Przywódcy 27 unijnych państw uzgodnili w nocy z 10 na 11 kwietnia br. wydłużony termin rozwodu Wielkiej Brytanii z Europejską Wspólnotą. Biznes nieśmiało przestaje się obawiać twardego brexitu, a szef Rady Europejskiej Donald Tusk zdradza kształt swojego „cichego, prywatnego marzenia”.
Królowa Elżbieta II we wtorek, 9 IV br. podpisała ustawę przeciwko twardemu brexitowi, de facto wiążąc Theresie May ręce, tj. zobowiązując władzę wykonawczą do ubiegania się w Unii Europejskiej o odroczenie terminu rozwodu. Tak też się stało. W nocy z 10 na 11 kwietnia br., po pięciu godzinach negocjacji, przywódcy 27 krajów członkowskich UE oraz premier Wielkiej Brytanii Theresa May zgodzili się co do terminu wydłużenia daty brexitu. Elastyczna data opuszczenia przez Brytyjczyków Wspólnoty Europejskiej została przesunięta podczas nadzwyczajnego szczytu w Brukseli z 12 kwietnia na 31 października br. Unijni przywódcy do tego czasu mają się spotykać bez przedstawicieli brytyjskiej Korony, jednak do daty ostatecznego rozstania Zjednoczone Królestwo ma pozostawać lojalne wobec Wspólnoty i nie sięgać po prawo weta podczas ważnych negocjacji, w tym tych startujących w październiku, dotyczących ustalenia nowego budżetu na lata 2021-2027.
Elastyczna możliwość wyjścia oznacza, że Wielka Brytania może się rozstać z UE wcześniej, o ile brytyjscy parlamentarzyści zdołają się porozumieć w sprawie zatwierdzenia umowy dot. brexitu wynegocjowanej z Brukselą. Wcześniej niższa izba brytyjskiego parlamentu trzykrotnie odrzuciła porozumienie wypracowane przez gabinet Theresy May z unijnymi negocjatorami. Jeśli uda się przełamać impas w Izbie Gmin i obie strony zdołają ratyfikować umowę przed 31 października br., Wielka Brytania opuści Unię pierwszego dnia następnego miesiąca. Theresie May zależy, by nastąpiło to do 22 maja br., w przeciwnym razie Brytyjczycy będą mieli prawny obowiązek do zorganizowania wyborów do Parlamentu Europejskiego 23 maja br. W czerwcu europejscy przywódcy mają ocenić sytuację na Wyspach i dążenia zmierzające w kierunku tzw. miękkiego brexitu, czyli wyjścia z Unii Europejskiej przy pozostaniu w europejskiej unii celnej.
Półroczne wydłużenie daty rozwodu Wielkiej Brytanii z Unią Europejską pozwoliło po raz kolejny oddalić widmo tzw. twardego, tj. bezumownego, chaotycznego brexitu. Wyjście Brytyjczyków z UE bez jakichkolwiek uzgodnień, miałoby daleko idące konsekwencje nie tylko dla brytyjskiej Korony, ale dla wszystkich unijnych gospodarek. Jeśli chodzi o nasz kraj, warto pamiętać, że Wielka Brytania jest trzecim partnerem handlowym Polski, natomiast na Wyspach mieszka ponad 1 mln Polaków.
Za jak najdłuższą, roczną datą odroczenia brexitu optowali m.in. Niemcy oraz szef Rady Europejskiej, Donald Tusk, który równocześnie wyjawił, że jego „cichym, prywatnym marzeniem” jest pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Podkreślił, że zależało mu na maksymalnym odroczeniu daty rozstania „bo to uprawdopodobniłoby bardziej optymistyczne rozwiązania”. Wyraził też osobistą nadzieję, że dzięki półrocznemu wydłużeniu terminu „być może Brytyjczycy zdanie zmienią”. Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że Warszawa była za kilkumiesięcznym, ostatecznie przyjętym terminem wydłużenia daty brexitu, żeby zapewnić Wielkiej Brytanii czas na uspokojenie sytuacji politycznej. Z kolei Francja żądała wyznaczenia możliwie najkrótszego terminu opuszczenia Unii przez Brytyjczyków – do końca czerwca br., podobnie zresztą jak sama brytyjska premier. Ostatecznie wynegocjowany kompromis zdaje się godzić dążenia wszystkich zainteresowanych. Przynajmniej na tę chwilę.
oprac. HZK za PAP/IAR